Mini Cooper S (F56)

Dualizm

SamochodyTesty

Written by:

BMW wzięło się do roboty i przeprowadziło tzw. face-lifting trzeciej generacji nowego Mini. Konia z rzędem temu, kto zauważy różnice. Lampy LED wyglądające jak połówki Union Jack’a się nie liczą. Są w opcji. Nie mniej jednak to dobra okazja, żeby wrócić na chwilę do autka, z którym miałem okazję przez kilka miesięcy koegzystować.
Szary Mini Cooper S (F56) z białą skórzaną tapicerką nie był mój. Prawdę mówiąc, byłem przeciwny temu autu. Przede wszystkim dlatego, że było pieruńsko wręcz drogie. Wiadomo, to BMW, więc tanio nie będzie. Ale mam z tym samochodem jeszcze jeden problem, taki bardziej egzystencjalny. Otóż uważam, że jest to auto dla nikogo. Już tłumaczę.
Oryginalne mini było przede wszystkim małym, śmiesznym środkiem transportu. Miało być tanie i już. Jak się później okazało mikroskopijne gabaryty i waga stały się zalążkiem do wypuszczenia na rynek wersji Cooper. Ta z kolei w latach 60-tych ubiegłego wieku królowała w rajdach samochodowych. Wskrzeszając markę mini jakieś 20 lat temu BMW postanowiło czerpać garściami z tej właśnie historii. Zbudowało więc małego gokarta. Najfajniejsze auto przednionapędowe jakie wtedy istniało. Radość z jazdy 160-konnym mini wylewała się uszami. A do tego wyglądało inaczej niż cokolwiek innego na ulicy (moda na retro właśnie nabierała rozpędu). Ludzie oszaleli. Mężczyźni pokochali mini za jego prowadzenie i osiągi, kobiety za wygląd.
Producent doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc oferował swoim klientom z każdą następną generacją co raz więcej tego czego chcieli. I tak w 2013 roku światło dzienne ujrzało mini F56. Już nie takie mini, nie takie lekkie i nie takie proste jak wcześniej. Duch oryginału sprzed 60 lat gdzieś powoli wyparował. Dostaliśmy za to auto z wyrafinowaną technologią, świetnym układem jezdnym i całkiem ochoczym, dwulitrowym, turbodoładowanym silnikiem. Upakowane w tak cukierkowe nadwozie, jak tylko się dało. We wnętrzu z każdego kąta wylewa się na nas brokat słodyczy. Widzieliście animacje na ekranie diagnostyki auta? Albo schowek na szminkę? Albo pierścień LED pokazujący jak szczęśliwe jest Twoje mini? Dostaliśmy zaawansowany technologicznie samochód o genialnym prowadzeniu, którego nie doceni większość klientek tego auta, w nadwoziu które pokochają kobiety, a które odpycha od siebie większość mężczyzn szukających właśnie genialnie prowadzącego się małego samochodu. Dostaliśmy więc, tak jak pisałem na początku, auto idealne dla nikogo.
To co BMW powinno zrobić, to wypuścić dwie, równoległe linie 3-drzwiowego mini. Jedną, z uproszczoną technologią (a tym samym niższą ceną!), ale słodką do przesady. Niech ma nawet w opcji rzęsy doklejane do reflektorów, a co tam! A oprócz niej drugą, alternatywną, z całym dobrodziejstwem technologii ale bez lukrowej polewy. Szorstką i lekko nieokiełznaną. Miniaka, do którego nie pasuje mała torebka z wystającym z niej chihuahua (…) sam bym chętnie kupił i postawił pod domem. Takiego, przy którym nie musiałbym się tłumaczyć, że to na prawdę moje i nie, nie zabrałem go żonie. Bo jeździ się tym super…
Dziękuję za uwagę,
GnK
PS. Muszę doczytać, czy przy okazji liftingu poprawiono coś przy automatycznej skrzyni biegów. BMW potrafi robić bardzo fajne automaty, ten z pierwszego F56 do nich nie należy.
PS2. Zdjęcie poglądowe, nie udało mi się znaleźć niczego w swoich archiwach.

One Reply to “Dualizm”

  1. […] właśnie w mojej opinii powstał Mini Cooper Coupe. Samo wskrzeszenie marki Mini jako drogiej, luksusowej zabawki kierowanej do wszystkich i nikogo, było strzałem w dziesiątkę. BMW nie szczędziło grosza kupując zadłużonego po uszy Rovera […]