Trzeba było coś zaradzić.I wtedy Nissan wyskoczył na rynek ze swoim Qashqai’em (czy jak to się tam pisze). Auto było podwyższonym kompaktem (mini-vanem!), ale wyglądało jak terenówka. A jak wiadomo terenówki nie są nudne. To też taki sport, tylko inny. Terenówkami jeżdżą twardziele, golący się nożem a’la Rambo i ujeżdżający aligatory przed śniadaniem. Nie tatusiowie rodziny, których życie motoryzacyjne skończyło się wraz z zakupem „rodzinnowozu”. I z tym wizerunkiem można już było żyć. Mini-vany mogły wrócić do łask. Tylko musiały przywdziać nowe ciuszki (takie trochę bardziej fit) i wmawiać wszystkim naokoło ze są SUV’em, SAV’em, Crossoverem czy jeszcze jakimś innym zmyślnym tworem marketingu a nie tam zwykłym wozidełkiem dla dużej rodziny. W terenie nie radziły sobie oczywiście wcale (większość nie ma nawet napędu 4×4), ale i nikt nie chciał ich w teren zabierać. Natomiast były świetnymi mini-vanami, ze wszystkimi ich wadami i zaletami, tylko bez tego smutnego wizerunku mini-vanów. Swat oszalał. Dojna krowa zaczęła znowu dawać mleko. Do tego stopnia, że producenci tacy jak RR, Lamborghini czy Ferrari wypuszczają swoje mutanty a bardziej „mainstreamowi” producenci skutecznie uśmiercają swoja podstawowa gamę samochodów na rzecz tych niby-offroaderów.
I tak powstał też Tiguan. Bo musiał. Czy jest co pisać o tym aucie? Nie za bardzo. Ani na zewnątrz, ani wewnątrz nie ma absolutnie żadnego polotu, nuda i praktycznością wieje z każdego możliwego zakątka auta. Do tego prowadzi się źle, zakręty to zło konieczne, taboretowa pozycja za kierownica nie budzi zaufania a silnik 1.4 Turbo (120 km) w takim ciężkim aucie to mało wysmakowany żart.
Kobiety kochają SUVy za „wszystko widzę dookoła” pozycje za kierownica i miejsce na wózek w bagażniku, mężczyźni za to ze mogą się chwalić autem terenowym, a ja żałuje ze pozerstwo wygrywa nad zdrowym rozsądkiem. Bo za ten wizerunek producenci każą sobie na domiar złego słono płacić.
Do choinki ciasnej, jeżeli ktoś potrzebuje mini-vana to niech na litość wszystkiego co święte się tego nie wstydzi i po prostu kupi sobie mini-vana. Swat będzie lepszy jak przestaniemy udawać.
Dziękuję za uwagę,
GnK
PS. Przypomniało mi się jak grzązłem w błocie po szyby na jakiejś rozmokniętej polnej drodze leciwym Fordem Explorerem Mk I. Autem terenowym z nadwoziem samonośnym, co miało poprawiać komfort jazdy po asfalcie i poprawiać ekonomiczność (30 litrów wachy po mieście palił). To auta takie jak on czy Jeep Grand Cherokee zapoczątkowały gatunek aut zwanych SUV’ami. Tylko wiecie co? Explorer z tego bagna wyjechał.
[…] czasami nawet sporo wcześniej, to tylko motocyklowe odpowiedniki samochodów klasy SUV’ów (moje zdanie o nich nie jest żadną tajemnicą) – ma wyglądać na offroad’owego twardziela a w rzeczywistości być jedynie kanapą […]
[…] taki trend, to gangrena, która toczy rynek od jakiegoś czasu. Tak, mam na myśli auta typu SUV i wszystko co z braku innego terminu określa się jako […]